Tragiczna katastrofa śmigłowca, w której zginęli dwaj bracia – właściciele firmy SUP-FOL – to przede wszystkim niewyobrażalna osobista tragedia dla ich najbliższych, przyjaciół i całej lokalnej społeczności, której w pierwszej kolejności należy się szacunek i szczere współczucie.
Dopiero w dalszej kolejności ten wstrząs pokazuje, jak jedno nagłe zdarzenie może sparaliżować działalność nawet dobrze prosperującej spółki z o.o. i stać się bolesną lekcją o znaczeniu sukcesji, prokury oraz planowania ciągłości działania w polskich firmach rodzinnych.
Ta tragedia stała się dla mnie bolesnym impulsem, aby przygotować ten materiał – z szacunkiem dla Zmarłych i ich bliskich – w nadziei, że obudzi on świadomość przedsiębiorców i skłoni ich do poważnej rozmowy o sukcesji, prokurze i ciągłości działania w ich własnych firmach.
Co się stało w SUP-FOL i dlaczego to dotyczy „zwykłych” firm
W wypadku pod Rzeszowem zginęło dwóch braci przedsiębiorców, właścicieli firmy SupFol, którzy byli centralnymi postaciami zarówno kapitałowo, jak i zarządczo. W praktyce oznacza to, że w jednej sekundzie firma straciła cały zarząd i wspólników, a wraz z nimi możliwość reprezentacji wobec banków, kontrahentów, urzędów i sądów.
Tak skoncentrowany model prowadzenia biznesu jest typowy dla tysięcy polskich spółek z o.o., jednoosobowych biznesów rodzinnych czy małych grup kapitałowych, w których wszystkie ważne osoby latają lub jeżdżą wspólnie – tym samym samolotem lub jednym samochodem.
Ludzki wymiar tragedii a brutalna logika prawa
W pierwszych dniach po tragedii rodziny myślą o pogrzebach, dzieciach, finansach osobistych, a nie o KRS, zgromadzeniach wspólników czy wnioskach do sądu rejestrowego. Spadkobiercy mogą mieszkać w różnych krajach, mieć własne dramaty, nie chcieć od razu angażować się w firmę – i to jest normalna, ludzka reakcja na żałobę. Równolegle jednak prawo działa swoim tempem: do czasu stwierdzenia nabycia spadku nikt formalnie nie ma legitymacji właścicielskiej w spółce, a mandaty zmarłego zarządu wygasają z mocy prawa, pozostawiając firmę bez organu uprawnionego do reprezentacji.
Paraliż decyzyjny - co dokładnie przestaje działać
W spółce z o.o. zasadą jest, że to zarząd zwołuje zgromadzenie wspólników i reprezentuje firmę na zewnątrz, w tym wobec banku, urzędów skarbowych czy ZUS. W razie jednoczesnej utraty całego zarządu i wspólników, brak jest osób uprawnionych do dysponowania rachunkami bankowymi, nie ma możliwości podpisywania umów i aneksów oraz brak jest podmiotu, który mógłby zwołać zgromadzenie wspólników i powołać nowy zarząd.
W praktyce oznacza to ryzyko wstrzymania płatności wynagrodzeń, zerwania kluczowych kontraktów (z powodu naruszenia kowenantów czy długotrwałego braku reprezentacji) oraz brak możliwości szybkiego złożenia wniosku o upadłość, jeśli płynność gwałtownie się załamie.
Dlaczego prawo spółek nie działa jak konstytucja po Smoleńsku
Po katastrofie smoleńskiej Konstytucja RP zadziałała jak plan ciągłości działania państwa: obowiązki prezydenta automatycznie przejął marszałek Sejmu, a instytucje publiczne pozostały operacyjne.
W spółce z o.o. nie ma takiego automatyzmu – kodeks spółek handlowych przewiduje co prawda tryby zwoływania zgromadzeń i powoływania organów, ale wymagają one działania konkretnych osób lub interwencji sądu, a nie „samoistnego” przejęcia funkcji przez kolejny organ.
Tę lukę powinny wypełniać dobrze napisana umowa spółki oraz świadome użycie prokury i innych narzędzi sukcesji, które pozwalają utrzymać firmę przy życiu w czasie, gdy rodziny i spadkobiercy zmagają się z konsekwencjami tragedii.
Gdzie są wąskie gardła proceduralne?
Nawet jeśli spadkobiercy chcą ratować firmę, zderzają się z kilkuetapową procedurą. Najpierw muszą uzyskać potwierdzenie praw do spadku (akty poświadczenia dziedziczenia u notariusza lub postanowienia sądu), co w praktyce może trwać od kilku tygodni do wielu miesięcy, zwłaszcza przy rozproszonych rodzinach i sporach.
Dopiero jako formalni wspólnicy mogą podejmować uchwały, ale w sytuacji braku zarządu zwołanie zgromadzenia wymaga inicjatywy sądu lub innego uprawnionego organu, jeśli umowa spółki takie uprawnienie przewidziała.
Każda pomyłka formalna wydłuża czas wpisu nowego zarządu do KRS. W tym okresie przepływy finansowe i relacje z kontrahentami de facto wiszą w próżni - rachunek może być formalnie aktywny, ale bank odmawia przyjmowania dyspozycji od osób, których nie ma w KRS jako uprawnionych do reprezentacji.
Kurator sądowy, czyli awaryjne „odblokowanie” spółki, ale za wysoką cenę
W sytuacji całkowitego braku zarządu sąd rejestrowy może stosunkowo szybko powołać dla spółki kuratora, jeżeli poweźmie informację, że spółka nie może być reprezentowana ani prowadzić swoich spraw. Podstawą jest art. 42 § 1 kodeksu cywilnego w związku z art. 603–605 kodeksu postępowania cywilnego, które przewidują ustanowienie kuratora dla osoby prawnej właśnie na wypadek takiego paraliżu decyzyjnego.
Sąd może wszcząć postępowanie zarówno na wniosek (np. wierzyciela, banku, spadkobiercy), jak i z urzędu, jeśli wymaga tego ważny interes społeczny lub bezpieczeństwo obrotu. Co istotne, nie musi czekać na zakończenie postępowań spadkowych – wystarczająca jest wiarygodna informacja o braku organu (np. o śmierci wszystkich członków zarządu), a postanowienie o ustanowieniu kuratora jest skuteczne i wykonalne z chwilą ogłoszenia.
Kurator dla osoby prawnej ma jasno określony, „naprawczy” mandat. Jego rolą jest niezwłoczne podjęcie czynności zmierzających do powołania lub uzupełnienia składu organu uprawnionego do reprezentacji spółki (zarządu), a w razie potrzeby – przygotować ją do likwidacji. Oznacza to m.in. reprezentowanie spółki w pilnych sprawach (wobec banku, urzędów, kontrahentów), zwołanie zgromadzenia wspólników, gdy tylko możliwa jest identyfikacja i legitymacja spadkobierców, a także ocenę sytuacji finansowej i ewentualne złożenie wniosku o upadłość.
Kurator działa wyłącznie do czasu powołania i wpisania do KRS nowego zarządu. Z tą chwilą jego misja się kończy. W relacji do spadkobierców pełni rolę prawnego bodźca.
Koszt kuratora jako „ukryta kara” za brak planu
Z punktu widzenia ryzyka finansowego kurator jest rozwiązaniem skutecznym, ale kosztownym. Kuratorowi przysługuje wynagrodzenie oraz zwrot uzasadnionych wydatków, przyznawane przez sąd w wysokości „stosownej do zakresu dokonanych czynności”, a koszty te co do zasady pokrywa sama spółka z dochodów lub majątku.
W przypadku spółki o większej skali działalności, licznym portfelu umów i konieczności podejmowania wielu czynności (np. przygotowanie wniosku o upadłość, zorganizowanie zgromadzenia wspólników, negocjacje z wierzycielami) miesięczne koszty kurateli mogą być istotnym obciążeniem dla już osłabionej płynności.
Największym czynnikiem kosztowym jest czas trwania kurateli. Dopóki spadkobiercy nie zakończą postępowań spadkowych i nie dojdzie do powołania nowego zarządu, spółka płaci za pracę kuratora. Im dłużej trwa porządkowanie sukcesji i formalności korporacyjnych, tym wyższy rachunek za kuratelę, który ostatecznie obciąża wartość firmy i interes wierzycieli.
Z perspektywy zarządzania ryzykiem koszt kuratora jest w praktyce finansową konsekwencją braku wewnętrznego planu sukcesji oraz braku prokury. Gdyby zawczasu ustanowiono prokurenta z realnymi kompetencjami operacyjnymi, wiele pilnych czynności można byłoby wykonywać bez angażowania kuratora, a sądowa kuratela – jeśli w ogóle konieczna – miałaby mniejszy zakres, krótszy czas trwania i zdecydowanie niższy koszt.
Prokurent jako „bezpiecznik operacyjny”
Prokura jest jednym z najskuteczniejszych, a wciąż niedocenianych narzędzi. Jest to szczególny rodzaj pełnomocnictwa handlowego wpisanego do rejestru przedsiębiorców. Przy odpowiednio dobranej konstrukcji (np. prokura samoistna albo łączna z rozsądnie dobranymi ograniczeniami) prokurent może samodzielnie zawierać umowy, wykonywać przelewy, regulować zobowiązania publicznoprawne i utrzymywać podstawowe procesy operacyjne, nawet jeśli zarząd nagle przestanie istnieć, ponieważ prokura co do zasady nie wygasa automatycznie z chwilą śmierci członków zarządu.
Prokurent nie zastąpi właścicieli w kwestiach strategicznych (nie powoła nowego zarządu, nie zmieni umowy spółki), ale może kupić kilka kluczowych miesięcy na uporządkowanie sytuacji przez spadkobierców i sąd, bez natychmiastowego bankructwa firmy.
Umowa spółki jako plan ciągłości działania
Standardowy, „szablonowy” wzór umowy spółki z o.o. zwykle nie zawiera rozwiązań na wypadek jednoczesnej śmierci całego zarządu lub dominujących wspólników. W interesie przedsiębiorców leży dopisanie klauzul, które wskazują konkretne osoby lub organy uprawnione do zwołania zgromadzenia wspólników, gdy zarząd jest trwale niezdolny do działania.
Ponadto, klauzule te powinny przewidywać automatyczne upoważnienie określonej osoby do tymczasowej reprezentacji w ściśle określonym katalogu czynności oraz regulować, co dzieje się z udziałami w razie śmierci wspólnika, na przykład prawo pierwszeństwa dla określonych osób lub mechanizmy wykupu wg praktyki prawnej.
Takie postanowienia pełnią funkcję wewnętrznego planu awaryjnego, który minimalizuje uznaniowość sądu i skraca czas paraliżu decyzyjnego w sytuacjach ekstremalnych.
Ubezpieczenie key-person a blokada konta
Coraz więcej firm wykupuje ubezpieczenie na życie kluczowych osób, aby zabezpieczyć utratę ich pracy, kontaktów i know-how, lecz praktyka tragedii takich jak ta pod Rzeszowem pokazuje kolejną pułapkę.
Nawet jeśli polisa jest skonstruowana na rzecz spółki i ubezpieczyciel szybko wypłaci świadczenie, środki trafiają na rachunek, którym nikt nie może skutecznie dysponować, dopóki nie zostanie ustanowiony i wpisany do KRS nowy organ uprawniony do reprezentacji.
Ubezpieczenie bez prokury i bez przygotowanej sukcesji kapitałowokorporacyjnej może więc okazać się „martwym” zasobem, który pomoże dopiero wtedy, gdy firma zdąży już stracić kontrakty lub popaść w niewypłacalność.
Co przedsiębiorcy powinni zrobić, aby przygotować się na czarny scenariusz?
Z perspektywy zarządzania ryzykiem i ciągłością działania minimum działań dla właścicieli i zarządów MŚP to analiza struktury właścicielskiej i zarządczej pod kątem scenariusza jednoczesnej utraty kluczowych osób (wspólne podróże, rodzinne zarządy).
Następnie należy zaktualizować umowę spółki o postanowienia sukcesyjne, ustanowić i wpisać do KRS co najmniej jednego dobrze dobranego prokurenta oraz powiązać ubezpieczenia keyperson z realną możliwością wykorzystania środków przez firmę w czasie kryzysu. I wreszcie uświadomić sobie i współwłaścicielom, że nikt nie jest nieśmiertelny.
Nie trzeba latać prywatnym śmigłowcem, aby w jednej chwili zniknęli wszyscy kluczowi decydenci - wystarczy wspólna nocna podróż na negocjacje, rodzinny wyjazd albo lot na targi z całym zarządem. Koszt odrębnego biletu dla członka zarządu lub wspólnika, ewentualnie koszt przejazdu drugiego samochodu to drobiazg w porównaniu do ryzyka, jakie niesie zbiorowy wypadek o tragicznych konsekwencjach.
Ta historia jest bolesnym, ale bardzo wyraźnym sygnałem, który przypomina, że „bardzo mało prawdopodobne” nie znaczy „niemożliwe”, a brak planu na taki scenariusz zawsze działa na niekorzyść firmy i jej otoczenia. Warto wykorzystać ten moment, żeby spokojnie – przy biurku, a nie w środku kryzysu – dopracować umowę spółki, ustanowić prokurenta i spójny plan ciągłości działania, tak aby w razie nagłego zdarzenia wszyscy wiedzieli, kto i na jakich zasadach podejmuje decyzje.






