Ten niepokojący wzorzec dostrzegam, gdy patrzę na wydarzenia ze stycznia 2025 roku w Los Angeles, gdzie szalały potężne pożary i zestawiam je z powodziami, które nawiedziły Polskę kilka miesięcy wcześniej, a o których mówiliśmy. Artykuł ten powstał kiedy pożary jeszcze trwały. Sądzę jednak, że jego wydźwięk nie traci na aktualności.
Naukowcy już od lat alarmowali, że globalne ocieplenie to znacznie więcej niż tylko wzrost średniej temperatury. To fundamentalne rozchwianie całego systemu klimatycznego. W praktyce objawia się to w Kalifornii przedłużającymi się suszami i wiatrami Santa Ana o nieprawdopodobnej sile, podczas gdy w Polsce i Europie Środkowej manifestuje się przez intensywne deszcze i powodzie w najbardziej nieoczekiwanych momentach.
Te pozornie odmienne zjawiska mają wspólny mianownik - zaburzenie globalnych wzorców pogodowych. Dla osób zajmujących się zarządzaniem ryzykiem oznacza to konieczność całkowitego przemyślenia dotychczasowych strategii. Chociaż w Kalifornii mierzymy się z ogniem, a w Polsce z wodą, skala tych wyzwań jasno pokazuje nieadekwatność dotychczasowych metod.
Pożary w Los Angeles
Początek 2025 roku przyniósł w Los Angeles sześć równoczesnych, potężnych pożarów - scenariusz, którego nikt nie przewidział. Służby przygotowane na "jeden, może dwa duże pożary" stanęły przed bezprecedensowym wyzwaniem. To dokładnie ta sama historia, którą obserwowaliśmy podczas powodzi w Polsce - infrastruktura przeciwpowodziowa, zaprojektowana w oparciu o historyczne dane, okazała się dramatycznie niewystarczająca wobec nowej rzeczywistości klimatycznej.
Ten schemat niedoszacowania zagrożeń powtarza się globalnie, a jego konsekwencje stają się coraz bardziej dotkliwe. Modele predykcyjne, przez dekady służące do oceny ryzyka, zawodzą w obliczu ekstremalnych zjawisk pogodowych. To, co kiedyś wydawało się niemożliwe, stało się elementem codzienności.
Absolutnie kluczowa jest teraz kompleksowa aktualizacja planów reagowania kryzysowego. Trzeba uwzględnić nowe scenariusze zagrożeń wielopoziomowych, gdzie jedno zdarzenie może wywołać lawinę kolejnych. Szczególnie istotna jest poprawa koordynacji między służbami - informacje muszą płynąć szybko i sprawnie. Niezbędne są też nowocześniejsze systemy wczesnego ostrzegania wykorzystujące zaawansowaną analitykę, a także dopracowane procedury ewakuacji uwzględniające specjalne potrzeby osób starszych czy niepełnosprawnych.
Szczególnie niepokojąca jest sytuacja w sektorze ubezpieczeniowym, który tradycyjnie stanowił pierwszą linię obrony przed stratami finansowymi. W Kalifornii obserwuję masowy exodus ubezpieczycieli z obszarów podwyższonego ryzyka, podczas gdy państwowy ubezpieczyciel ostatniej szansy (FAIR Plan) balansuje na granicy wypłacalności. Polski rynek ubezpieczeniowy reaguje analogicznie - składki rosną, a na terenach zagrożonych dostępność ubezpieczeń dramatycznie maleje.
Ostatnie kryzysy obnażyły systemowe słabości infrastruktury krytycznej. Los Angeles zmierzyło się z niewystarczającymi zasobami wodnymi i zbyt niskim ciśnieniem w hydrantach, co drastycznie ograniczyło możliwości walki z ogniem. W Polsce natomiast niewydolność systemów przeciwpowodziowych i przestarzałe wały pokazały, jak krucha jest nasza ochrona przed żywiołem. Oba przypadki doprowadziły do przerwania łańcuchów dostaw i poważnych problemów z ewakuacją mieszkańców.
Porównania nie do uniknięcia
Porównanie systemów reagowania kryzysowego jest niezwykle interesujące. Amerykańska FEMA dysponuje rozbudowanym systemem reagowania i koordynacji, podczas gdy polski system ochrony ludności wymaga istotnego wzmocnienia w kilku obszarach. To przede wszystkim integracja systemów łączności kryzysowej, modernizacja infrastruktury według nowych standardów, rozwój zdolności logistycznych do obsługi długotrwałych kryzysów oraz wzmacnianie odporności lokalnych społeczności poprzez edukację i regularne ćwiczenia.
Nowoczesne technologie, takie jak sztuczna inteligencja i systemy predykcyjne, mogą znacząco zwiększyć skuteczność zarządzania kryzysowego. Kluczowe jest jednak zachowanie równowagi między automatyzacją a czynnikiem ludzkim, szczególnie w sytuacjach wymagających błyskawicznej adaptacji do zmieniających się warunków.
Różnice między amerykańskim a polskim systemem zarządzania ryzykiem mają charakter strukturalny - od skali rynku ubezpieczeniowego, przez rolę państwa, po kulturę organizacyjną służb ratowniczych. W USA dominuje podejście rynkowe z FAIR Plan jako ostatnią deską ratunku, natomiast w Polsce państwo nadal odgrywa kluczową rolę zarówno w prewencji, jak i reagowaniu kryzysowym.
Skupienie na podstawach
Te doświadczenia jasno pokazują potrzebę głębokich zmian w podejściu do zarządzania ryzykiem. Zamiast bezrefleksyjnego kopiowania rozwiązań z innych krajów czy forsowania jednolitego podejścia, należy skupić się na fundamentach - aktualizacji map zagrożeń, dostosowaniu planowania przestrzennego, rozwoju systemów ostrzegania i edukacji społeczeństwa. To uniwersalne elementy, kluczowe niezależnie od przyjętego modelu zarządzania ryzykiem. Choć drogi mogą być różne, cel pozostaje ten sam - skuteczna ochrona życia i mienia w obliczu rosnących zagrożeń klimatycznych.